Dawno mnie tu nie było, ale powracam do pisania. Poszerzam trochę zakres konwencji zamieszczanych postów. Będę odnosić się do różnych kwestii związanych z tematyką studiów kulturowych ( nie tylko tematyką związaną z socjologią wizualności).
Pierwszy wpis poświęcę osobistej analizie kultury hiszpańskiej z perspektywy turysty, a dokładnie z perspektywy znanej w literaturze przedmiotu jako flaneuryzm. Odniosę się do własnych doświadczeń, które nabyłam po niedawnej wizycie w Madrycie.
W jaki sposób najlepiej poznać obcą kulturę? Oczywiście poprzez bliskie i bezpośrednie zetknięcie się z nią. Przeczytanie przewodników czy obejrzenie filmów dokumentalnych o danej kulturze i państwie, nie da turyście tyle co osobiste spotkanie z autochtonami interesującego kraju.
Moim zdaniem współcześnie można wyróżnić dwa typy turystów:
- Po pierwsze, turysta z aparatem na szyi . Często wizerunek utożsamiany z grupą Japończyków, która biegają od jednego do drugiego zabytku i robią zdjęcia, aby móc je później umieścić w rodzinnym albumie. Podczas mojej wizyty w Madrycie (a dokładnie w miasteczku niedaleko stolicy Hiszpanii, Segovii), natknęłam się na grupę Japończyków, która w 10 osób stłoczyła się na 1,5 metrowej ławce przed zamkiem Alcazar aby zrobić sobie wspólne - pamiątkowe zdjęcie.
- Po drugie, poznawanie kultury, historii i tradycji danego państwa poprzez bezpośredni kontakt z nią. W naukach humanistycznych owe zjawisko utożsamiać należy z pojęciem Flâneur i oznacza spacerowicza. Nazwa została stworzona i wyjaśniona przez Baudelaire'a. Przedstawia ona turystę/spacerowicza, który samotnie przemierza przestrzennie miejskie aby doświadczyć złożoności, zakłóceń, chaosu ulic, sklepów, wystaw i ludzi. Flaneur nie chodzi głównymi ulicami miast, ale zapuszcza się w najbardziej ciemne, mroczne a czasami niebezpieczne miejsca aby lepiej poznać specyfikę kraju i ludzi, którzy tam mieszkają. Odwiedza on miejsca, które dostępne zazwyczaj dla rdzennej ludności a obcy traktowani są wycofaniem i niepewnością.
Każdy wie z czego słynie Hiszpania, bo to można przeczytać w dużej ilości przewodników. Przedstawię Wam kilka fotografii, które pokazują trochę inną Hiszpanię. Ta wywarła na mnie największe wrażenie i taką zapamiętałam.
Najbardziej popularny targ w Madrycie, w El Rastro.
Największy i najpopularniejszy targ w Madrycie. Odbywa się co niedziele i przyciąga rzesze turystów oraz lokalną ludność. El Rastro dzieli się na część skierowaną dla turystów oraz osób mieszkających w Madrycie (tam zazwyczaj dochodzi do handlu antykami).
Tabacalera.
Nazwa pochodzi od byłej fabryki tytoniu, której budynek mieście się w centrum Madrytu. Obecnie miejsce zostało opanowane przez Hipisów, osoby z kręgu muzyki alternatywnej/ elektronicznej etc. Miasto przekazało im przestrzeń byłej fabryki i Hipisi sami nią zarządzają. Organizują tam różnego rodzaju happeningi, performance, koncerty etc. Miejsce przedziwne, w którym można spotkać osoby o różnej orientacji i upodobaniach seksualnych, wieku, poziomie wykształcenia, kolorze skóry etc. Myślę, że śmiało można nazwać Tabacalere miejscem multikulturowości.
Madryt to miejsce, którego nie da się odkryć w kilka dni. Jednak chciałam pokazać, że oprócz Korridy, Sangrii czy Flamenco można poznać i zobaczyć miejsca równie ciekawe, które w inny sposób pokażą kulturę hiszpańską.
|